Recenzja filmu

Wszystko, co kocham (2009)
Jacek Borcuch
Mateusz Kościukiewicz
Olga Frycz

Wszystko, co lubię

W polskim kinie nareszcie doczekaliśmy się dobrego filmu młodzieżowego. Są w nim szczerość, bezpretensjonalność i poczucie humoru. Wszystko, co lubię.
Seans "Wszystko, co kocham" stanie się dla Was świetnym sprawdzianem na to, czy czujecie się wciąż młodzi. Jeśli ktoś zdążył założyć na siebie (niekiedy przedwcześnie) kurtkę powagi, czapkę mądrości życiowej, a potem szczelnie opatulił się szalem cynizmu, będzie z pewnością twierdził, że świat z dzieła Jacka Borcucha jest pluszowy, a jego bohaterowie za ładnie wyglądają. No bo kto to słyszał, żeby osadzić akcję filmu w trakcie Stanu Wojennego i nie doprawić fabuły nawet szczyptą martyrologicznej goryczki! Wierzę jednak, że po "Katyniu", "Generale Nilu" i "Popiełuszce" znajdzie się wystarczająco dużo osób pragnących, by ktoś wreszcie przekłuł balon tragizmu i dał dojść do głosu zwykłym ludziom. Takim, którzy mieszkali w szarych mieszkankach z paprotką i meblościanką, a na ścianach mieli nie tylko obrazy Matki Boskiej, ale i plakaty z Jimem Morrisonem albo chociaż gołą panienką.

Osiemnastoletni Janek (rewelacyjny Mateusz Kościukiewicz) żyje w nadmorskiej miejscowości razem z rodzicami i starszym bratem. Chłopak nie wymaga wiele od życia – chce grać punka, pić wino pod blokiem i podglądać seksowną sąsiadkę (Herman). Krążą plotki, że Sowieci zamierzają wkroczyć do Polski, ale kto by się przejmował mglistą przyszłością, skoro lato jest piękne, zbliża się festiwal w Koszalinie, a dziewczyna, która ci się podoba (Frycz), chce z tobą iść do kina na "Wejście smoka". W symbolicznej scenie Janek razem z kumplami z zespołu mija kolumnę maszerujących dziarsko żołnierzy. Podczas gdy mundurowi podążają za rozkazami w kierunku Wielkiej Historii, bohater idzie na plażę, by odpalić papierosa i pogapić się na morze. Jeszcze nigdy w polskim kinie okres "burzy i naporu" nie wyglądał tak ładnie.

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat polskie kino nie miało wielkich osiągnięć w dziedzinie filmu młodzieżowego. Gdy już jakiś reżyser brał się za bary z Młodością, wychodziły z tego rażące nieautentycznością stworki w rodzaju "To my" albo "Słodko-gorzkiego". Po pięciu minutach od rozpoczęcia seansu stawało się jasne, że starsi panowie niczego nie wiedzą o współczesnych nastolatkach. Borcuch był mądrzejszy i we "Wszystko, co kocham" opowiedział o sobie sprzed lat. Jego film jest czasami nazbyt sentymentalny, zaś przedstawiona w nim rzeczywistość nosi znamiona wyidealizowania.  Należy jednak pamiętać, że taka jest przecież natura wspomnień – wyciągnięte na światło dzienne z zakamarków świadomości zostają automatycznie oczyszczone z wszelkich brudów. Zostaje szczerość, bezpretensjonalność i poczucie humoru. Wszystko, co lubię.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Wszystko, co kocham
Historie o kontrkulturze i wszelkiej maści kontestatorach są w polskim kinie rzadkością. Coraz rzadziej... czytaj więcej
Recenzja Wszystko, co kocham
"Wszystko, co kocham" to film bez zakończenia, bez puenty i bez rozwiązania. Obraz, który miał iść i... czytaj więcej
Recenzja Wszystko, co kocham
Każdy, kto choć odrobinę zna się na muzyce punk, kto choć liznął twórczości zespołów takich jak The Clash... czytaj więcej